Portal dla nauczycieli
i dla tych, którzy dopiero zamierzają nauczycielami zostać

NIENAWIDZĘ RAMOLI!

Zdziadziały, zgrzybiały, zesklerociały, ramolowaty, stetryczały, spierniczały, strupieszały, przejrzały, przekwitły, zniedołężniały – na takie przymiotniki natrafiłam, szukając synonimów wyrazu „stary”.

W ostatnich latach furorę zrobiło przedwyborcze hasło „Uratuj Polskę. Zabierz babci dowód”. Na forach internetowych i Facebooku pełno jest wątków/profili typu: „Wkur*** mnie starzy ludzie w środkach komunikacji miejskiej”, „Starzy ludzie, idźcie być starzy gdzie indziej”, „Dlaczego starzy ludzie tak dziwnie pachną?”. Jakiś czas temu głośno też było o prowokacji medialnej „Grażyna Żarko”. Dla przypomnienia – pomysłodawcy projektu wynajęli emerytowaną nauczycielkę, która przez kilka miesięcy prowadziła vlog w serwisie You Tube, na którym głosiła skrajnie konserwatywne poglądy. Na kobietę spłynęła taka lawina wulgarnych obelg i gróźb ze strony internautów, że zdecydowano się na przerwanie akcji.

Starsi ludzie często są zagubieni w świecie ulegającym ciągłym zmianom, w którym tradycyjne role społeczne tracą rację bytu. Dziś poczucie sensu istnienia nadają przede wszystkim kupowanie przedmiotów, konsumpcja. Dla naszych dziadów życie jednostki było podporządkowane interesom narodowym, dla nas najważniejsze jest pojedyncze ludzkie istnienie i to w wydaniu jak najbardziej zindywidualizowanym, nawet ekstrawaganckim. Starszych ludzi się marginalizuje, nie są nikomu potrzebni, są zbędnym kosztem i obciążeniem społecznym, nie pasują do schematu „młodzi, wykształceni, z dużych ośrodków”. Obcy jest im shopping, trolling, coaching, wiedzą co najwyżej, co znaczy parking i wiking. „Kult siwego włosa” został zastąpiony „kultem młodości”. „Starzenie się, bezpośrednia konsekwencja wzrostu długości życia, stało się dominującą troską krajów uprzemysłowionych. Czwarty wiek, kiedyś wyjątkowy i jako taki szanowany, potencjalnie zapełnia przestrzeń społeczną weteranami niemającymi określonej funkcji, których jakość życia ulega pogorszeniu. Jedynie ubezpieczyciele wyciągnęli z tego wszystkiego konsekwencje, przewidując umieszczanie starych ludzi w bezpiecznych mieszkaniach, pozwalających na przeżycie pod całkowitą opieką, finansowanych z wygórowanych składek ubezpieczeniowych” – pisze A.M. Moulin1. Choroby, ograniczona sprawność fizyczna i intelektualna, odstawienie na boczny tor, poczucie marginalizacji, samotność to tylko niektóre problemy, z którymi borykają się „starzy”. Stali się oni współczesnym antywzorem, czarnym charakterem, który uniemożliwia młodym stworzenie lepszego, piękniejszego świata. Nie wierzycie? Czytajcie dalej.

TO NIE JEST KRAJ DLA STARYCH LUDZI
Buszując w internecie, natknęłam się na artykuł pedagog Hanny Szczygieł Moje dzieci nie są dobrem wspólnym. Czy przywilejem wieku jest bezkarność? zamieszczony na portalu Anny Muchy Mamadu. Czytałam go ze wzrastającym oburzeniem. Tekst dotyczy dyskomfortu, który wywołuje w autorce ingerencja w prywatną przestrzeń jej i jej dzieci ze strony osób starszych. Oczywiście pani Szczygieł ma rację – każdy rodzic i każde dziecko mają prawo do zachowania sfery intymnej, jednak nie o tezy artykułu tu chodzi, ale o sposób postrzegania starszych ludzi. Jest on godny ubolewania! Rozumiem, że teksty w internecie rządzą się swoimi prawami – jeśli jest się kontrowersyjnym, prowokuje się czytelników, przedstawia dyskusyjne teorie, jest się czytanym. Ten cel publicystka osiągnęła. Niemniej jednak burzycielski , przeżarty pogardą język kompromituje artykuł i jego autorkę.

Nie będę się znęcać nad Hanną Szczygieł, wyliczając liczne błędy językowe w artykule (oj, przydałaby się korekta, przydała…), skupię się na kreowanym przez nią obrazie świata, który jest – delikatnie rzecz ujmując  – wybiórczy, a mniej delikatnie – groteskowy i skrajny.

Autorka stwarza silny punkt wyjścia – starsze osoby notorycznie zaczepiają na spacerach młode mamy (doprawdy przerażające!), przez co bohaterka tekstu ma naprawdę ciężkie życie – jej wyjścia z dziećmi są „okupione przymusowymi postojami co 10 metrów”. Najgorsze jest jednak „macanie przez obcych” – autorka z sarkazmem zauważa: „Wraz z ukończeniem 65 roku życia, człowiek nabywa prawo do macania innych, przygodnie napotkanych ludzi, jak sztuki mięsa”. Drażliwy problem macania pojawia się w tekście wielokrotnie: „Pomoc wychowawcza objawiająca się jak grom z jasnego nieba, ekshibicjonistyczna chęć do dzielenia się spostrzeżeniami i wreszcie niezobowiązujące macanie cudzych dzieci po pulchnych licach”, „obmacywanie moich dzieci po głowach, rączkach i policzkach”, co ludzie starsi robią „z namaszczeniem i przekonaniem o swojej fantastyczności”, pisze nawet o prawie „do klepania się po tyłkach” (dziw, że prokuratura jeszcze się tym nie zainteresowała).

Szczygieł przeciwstawia „dobre matki” (pojawia się nawet atrybut rodzicielstwa: wózek), dla których czas poświęcony rodzinie i wychowanie dzieci są najwyższymi wartościami, zuniformizowanej grupie osób starszych, które spędzają czas na wyszukiwaniu „ofiar”, zaczepianiu innych, pouczaniu. Narratorka stoi po stronie „normalności”, usprawiedliwia się: „nie jestem socjopatą”, „Czy nigdy nie zwracam uwagi innym? Zdarza się, że zwracam. Ale zawsze robię to w sposób kulturalny”, „Nie jestem rozgoryczona i obrażona na cały świat”, ale „Czasem nawet anielska cierpliwość [w domyśle – anielska cierpliwość autorki – AT] nie uniosła by tego ciężaru”.

Na Obcego młoda matka patrzy z poczuciem intelektualnej, obyczajowej i materialnej wyższości  –  co dobrego do zaoferowania jej dzieciom może mieć „pani w rudym berecie” i „pan w żółtej kurtce”, którego „zakupy są niezdrowe lub tandetne w moim mniemaniu”? W tych niezdrowych zakupach jak w soczewce skupiają się pogarda i megalomania autorki. Odwołując się do stereotypów „mohera” i „lumpa”, Hanna Szczygieł legitymuje swoją nieufność wobec „agresorów”, którzy przecież są „niewychowani”, „skrajnie głupi”, posługują się „wścibskim i naruszającym granice osobiste repertuarem”, okazują „najbardziej szkodliwą pomoc”, „uczą moje dzieci głupot”, każą jej dzieciom „zrobić coś, co na co dzień ja przedstawiam jako złe”. Czytelnik otrzymuje prostą lekcję: „wiek jest przywilejem dającym nieograniczone możliwości” (i nie chodzi tu bynajmniej o możliwość realizacji marzeń i zaspokojenia wszystkich pragnień), więc powinniśmy osobom starszym te możliwości ograniczyć.

Nie będę się dłużej zadręczać analizowaniem  tego słabego, utrwalającego stereotypy, nie wnoszącego niczego nowego do dyskursu publicznego tekstu. Zwrócę tylko uwagę na jeszcze jeden niebezpieczny aspekt tego artykułu – próbę mówienia w imieniu zbiorowości („Naprawdę nie wiem skąd bierze się chęć do zacieśniania więzów z mami [pisownia oryginalna, autorce chodzi prawdopodobnie o „mamami” wink– AT] małych dzieci”, „O ironio, to my - młodzi jesteśmy przecież tacy niewychowani”, „W naszym kraju…”). Odbiorca jest w ten sposób nakłaniany do podzielania punktu widzenia autorki, zaangażowania się w walkę o „godność osobistą” jej dzieci, które – jak ustaliła z detektywistyczną dociekliwością w puencie artykułu – nie są rybami. wink

EGZORCYZMOWANIE UPIORA
Dobrym komentarzem do tekstu Hanny Szczygieł jest fragment jednego z listów ze świata płynnej nowoczesności Zygmunta Baumana – fragment obszerny, ale wart przytoczenia: „Wszędobylska obecność obcych, znajdujących się nieustannie w zasięgu wzroku i ręki, przydaje sporej dozy niepewności wszelkim życiowym zabiegom mieszkańców miasta. Ta obecność jest wiecznie bijącym źródłem niepokoju i uśpionej, choć co pewien czas budzącej się agresji. Obcy dostarczają także wygodnego – poręcznego – ujścia dla naszych przyrodzonych obaw przed tym, co nieznane, niepewne i nieprzewidywalne. Przepędzając obcych z naszych domów i ulic, egzorcyzmujemy chociaż na chwilę groźnego upiora niepokoju, który rodzi się z naszej niepewności. Przeraźliwy a dręcząco nieuchwytny potwór jest oto przynajmniej symbolicznie przegnany. Egzorcyzmy nie pozostają jednak bez wpływu na kształt naszego życia w świecie płynnej nowoczesności – przypominają one wciąż na nowo o braku bezpieczeństwa i czynią żywot jeszcze bardziej niepewnym i kapryśnym”2. Może więc zamiast całkowitego odgradzania się od innych osób, stawiania murów, warto wytyczać elastyczne granice? Tylko one gwarantują bowiem przepływ miłości, troski i pomocy.

WYBRAŃCY BOGÓW UMIERAJĄ MŁODO
Leszek Kołakowski tak interpretował to powiedzenie: „[…] bogowie nie pozwalają, by ich faworyci dożyli wieku, kiedy dosięgłaby ich niemoc starości i trapiły różne choroby zwykle później przychodzące, jak choroba Parkinsona, choroba Alzheimera, artretyzm itd.”3.  I rak – chciałoby się dodać. Jak traktować ludzi, którzy wybrańcami bogów nie są, i zmuszeni są spędzać trudną, naznaczoną cierpieniem jesień życia w hospicjach czy domach opieki? O tym opowiada Agnieszka Kaluga – blogerka, autorka książki „Zorkownia”, osoba niezwykle ciepła i zarazem charyzmatyczna, która zaangażowała się w pracę w hospicjum po śmierci swojego teścia. Niech fragment jednego z jej wpisów będzie pozytywną przeciwwagą dla kuriozalnych przykładów, które omówiłam wcześniej. O ludziach starszych można bowiem pisać tak:
„Obiecałam panu Kazimierzowi, że jeszcze wpadnę.
Przygląda mi się uważnie. Dotrzymałam słowa, jestem.
Nie mówimy wiele.
Uśmiech, uśmiech ratuje moją każdą bezsilność. I dotyk.
Głaszczę go po głowie. Pytam, czy jest szczęśliwy, choć wiem, że sporo ryzykuję.
- Skłamałbym, mówiąc, że nie. - Uśmiecha się lekko.
Zachwyt i rozpacz, o których pisała Szymborska, wyglądają właśnie tak jak oczy pana Kazimierza, które po dziecięcemu wpatrzone we mnie, są zupełnie nagie.
Rozmawiamy o rzeczach prostych. Wielu słów nie trzeba; jego doświadczenie i mądrość dopowiadają resztę. A ja ufam.
Opowiadam o synku, że jest, że to cud. Opowiadam o Martynce. Jego serce otwarte na oścież, oczy słone. U mnie też.
Chcę tu być, upewniam go o tym raz po raz, bo wciąż nie dowierza. Dlaczego tu przychodzimy, ja, Atomek, inni...
Odpowiadam, że to czysty zysk. Dostaję więcej, niż daję.
Pierwszy raz kładę dłoń na jego dłoni. Chwyta mocno moje palce, czuję ciepło, puls.
Trwamy tak całe spotkanie, oboje bezradni.
Zasypia, miarowy oddech. Patrzę na niego dłuższą chwilę.
Ostrożnie zabieram rękę, cicho wychodzę”4.

Wpisy Agnieszki Kalugi wzruszają mnie nieustannie. Szacunek do drugiego człowieka, delikatność w mówieniu o rzeczach niezwykle trudnych, bolesnych. Może warto podesłać link do bloga pani Agnieszki uczniom? Wszak to właśnie blogi przejęły rolę literatury i kształtują zbiorową świadomość – może więc wpisy lepiej przemówią do młodych ludzi niż „Ojciec Goriot”…

Uczmy młodych szacunku dla starszych. Uczmy szacunku dla słabszych, poniżanych, dręczonych. Obcy nie musi być wrogiem – to także gość, posłannik, który może stać się przyjacielem, partnerem dialogu, opowiadaczem pięknej historii. Pamiętajmy o ważnym, pięknym, ale już zapomnianym słowie „estyma”. Nie każdy bowiem z zalewem pogardy i nienawiści poradzi sobie tak bohatersko, jak pani Aniela z filmu „Pora umierać”:
https://www.youtube.com/watch?v=moYnDUSkjmY


1 A.M. Moulin, Ciało wobec medycyny, [w:] Historia ciała. Tom 3. Różne spojrzenia. Wiek XX, tom pod red. Joan-Jacques’a Courtine’a, przeł. K. Belaid, T. Stróżyński, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2014, s. 47.

2 Z. Baumann, 44 listy ze świata płynnej nowoczesności, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 250.

3 L Kołakowski, Mini wykłady o maxi sprawach, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, s. 170.

4 A. Kaluga, Zorkownia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, Wpis z 17 lutego 2010.


Zaloguj się

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Zaloguj się Rejestracja

Losowe artykuły

Przewiń do góry
Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis dostosowuje się do indywidualnych potrzeb użytkowników. Cookies nie są niebezpieczne, ale w każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Więcej informacji na ten temat w polityce prywatności.